czwartek, 20 sierpnia 2015

1. Uważaj jak chodzisz, idiotko.

Julia's POV:
Razem z mamą stałyśmy przed wejściem na lotnisko, obładowane walizkami i torbami. Ciepły wiatr targał moje ciemne, delikatne kosmyki włosów. Pogoda jak na październik była zaskakująco sprzyjająca, więc miałam pewność, że nasz lot nie zostanie opóźniony. Pchnęłam szklane drzwi i przytrzymałam je, aby mama mogła wejść. Zanim pociągnęłam je za sobą spojrzałam ostatni raz na Nowy Jork. To było moje miasto przez całe sześć lat. Miałam tu przyjaciół, swój ukochany pokój i TATĘ. Moi rodzice rozstali się, dlatego postanowiłyśmy wrócić do Polski w celu rozpoczęcia nowego życia. Zanim wyjechaliśmy do USA mieszkaliśmy w Warszawie. W sumie podobało mi się tam. Miałam znajomych, rodzinę... Jednak wtedy tata dostał pracę za oceanem i musieliśmy emigrować. W Stanach przez pięć lat żyło nam się naprawdę dobrze. Do czasu, gdy mój tata nie zaczął oddawać się w całości swojej pracy zapominając o nas. Potem doszły do tego zdrady i kłamstwa. Przez cały rok tak ciągnęliśmy. Dlatego mama uznała, że powrót do Polski, aczkolwiek do innego miasta, będzie dla nas idealnym wyjściem z sytuacji. 
Zamknęłam drzwi i pociągnęłam dwie walizki za sobą. Podeszłam do tablicy z odlotami i przylotami. Nasz samolot startował o szóstej piętnaście, więc miałyśmy jeszcze ponad dwie godziny. 
-Chodźmy coś zjeść - zaproponowałam, bo burczało mi w brzuchu, rano nic nie jadłam.
Mama pokiwała głową, pociągnęła walizkę i ruszyłyśmy w stronę McDonalda. Zamówiłam sobie sałatkę i porcję nagetsów. Uważałam, że waga pięćdziesiąt osiem kilogramów przy moim wzroście to stanowczo za dużo, dlatego zjadłam tylko to.
Po godzinie spędzonej na jedzeniu udałyśmy się w stronę bramek, aby przebyć odprawę. Po kilku minutach znalazłyśmy się już w strefie bezcłowej. Poszłyśmy jeszcze do kilku sklepów, bo na lotniskach zawsze było taniej i można było kupić jakieś fajne ubrania w niskiej cenie. 


Lot trwał ok. dziesięciu godzin, jednak specjalnie tego nie odczułam, bo zasnęłam. Obudził mnie głos pilota wydobywający się z głośników. Poinformował nas, że za pół godziny będziemy na miejscu. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy. Bałam się nowego życia bardziej niż czegokolwiek. Co jeśli się nie zaklimatyzuję, nikt mnie nie polubi i cały czas będę sama? Myśli kłębiły mi się w głowie.

Po wylądowaniu mama zadzwoniła po taksówkę, która odwiozła nas pod właściwy adres. Wysiadłyśmy przed sporym domem z ogródkiem.
- TO JEST NASZE? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że tak. Co taka zdziwiona? - wyciągnęła klucze z torebki i ruszyła do drzwi.

Podreptałam za nią rozglądając się po okolicy. Przekroczyłam próg domu, a moje oczy szeroko się otworzyły. Dom był naprawdę wielki, a do tego umeblowany.
- Możesz wybrać sobie pokój - powiedziała mama wnosząc swoją walizkę - wiem, że zawsze chciałaś - uśmiechnęła się.

Wbiegłam po dwa schodki na górę i od razu wiedziałam, który pokój będzie mój. Wybrałam dosyć przestronny pokój z balkonem blisko łazienki. Było w nim duże łóżko, szafa, biurko i toaletka. Jak na razie wszystko czego potrzebowałam, a swoje bibeloty miałam w walizkach.
Szybko wniosłam torby na górę i się rozpakowałam. Wrażenia po pierwszych trzech godzinach spędzonych w tym mieście były świetne. A to dlatego, że siedziałam tylko i wyłącznie w domu, ha ha.
Zeszłam na dół, żeby pomóc mamie, jednak ona najwidoczniej nie potrzebowała mojej pomocy. Miałam już wrócić z powrotem do swojego pokoju, jednak mama mnie zatrzymała.
-Julka - zaczęła - gdzieś w pobliżu powinien być sklep. Idź i kup coś do jedzenia, bo nic nie mamy.
Kiwnęłam głową, a mama wręczyła mi stuzłotowy banknot. Zarzuciłam czarną bluzę i wsunęłam na stopy bordowe vansy.
Na zewnątrz było dosyć chłodno i ciemno, więc jedyne czego chciałam to jak najszybciej znaleźć ten sklep i wrócić do domu.
Szukałam go naprawdę długo, aż w końcu dotarłam do jakiegoś spożywczaka. Szybko zrobiłam zakupy. Z powodu, że chciało mi się bardzo pić, podeszłam do lodówki i wyciągnęłam Sprite'a. Na moje nieszczęście próbując się przecisnąć przez półki, szturchnęłam jakiegoś chłopaka. Miał szarą bluzę z kapturem i jeansowe spodnie.
- Uważaj jak chodzisz, idiotko - powiedział patrząc na mnie chłodnym wzrokiem.
Krzyczałam w środku, chciałam mu powiedzieć, że gdyby się tak nie rozpychał chodząc, to nie doszłoby do takiej sytuacji, ale darowałam sobie i jedyne co powiedziałam to szybkie przepraszam.
Zapłaciłam za zakupy i wrzuciłam wszystko do plecaka. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu. Wiedziałam, że w tej Polsce będzie chujowo, po prostu wiedziałam.

Przez resztę wieczoru siedziałam przed telewizorem oglądając z mamą jakieś seriale.
-Mamo? - zapytałam - A co ze szkołą? Zapisałaś mnie gdzieś?
-Oczywiście, że tak. Ale pójdziesz tam dopiero od następnego tygodnia.
-Mam nadzieję, że to jakaś ogarnięta szkoła - mruknęłam.
-Julia - widocznie była zdenerwowana moim tonem - to najlepsza szkoła w całym Sopocie!
Nic już nie odpowiedziałam.

Weszłam do łazienki, zmyłam makijaż, wzięłam prysznic i wyszczotkowałam zęby. Ubrałam piżamę i wsunęłam się pod kołdrę. Trochę zabolały mnie słowa tego chłopaka w sklepie. Nie jestem idiotką. To znaczy on nie powinien tak uważać, bo nawet mnie nie zna. Przykryłam się mocniej kołdrą i zasnęłam.

____________________

Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Na zewnątrz świeciło słońce, więc nie chciałam marnować dnia i od razu wyskoczyłam z łóżka. Ubrałam czarne rurki i szarą bluzę. Zbiegłam na dół po schodach. Mamy już nie było. Widocznie znalazła sobie jakąś pracę o porannych godzinach. Wyciągnęłam z szafki miskę, wsypałam płatki i wlałam zimne mleko. Szybko zjadłam, po czym wyszczotkowałam zęby.  Związałam włosy w kucyk i założyłam vansy. Chwyciłam w dłoń deskorolkę i wyszłam przed dom. Nie miałam kompletnie pojęcia dokąd mogę iść. Nasza ulica była dosyć spokojna, ale często pojawiały się tu jakieś dzieci, psy czy inne czynniki mogące przeszkadzać mi w jeździe. Wpisałam w internet w telefonie "skate park Sopot" i wyskoczyło mi kilka z nich. Wybrałam ten, do którego miałam najbliżej. Ale ze mnie leń.
Dojechałam na miejsce w około dziesięć minut. Nikogo tam nie było, co mnie ucieszyło, bo nie lubiłam jeździć w czyjejś obecności, a już w szczególności chłopców. 
Jeździłam już bardzo długo i nie zamierzałam wracać bo bardzo mi się tu spodobało. Nawet nie zauważyłam zmierzającej w moim kierunku dziewczyny.
-Hej! - przystanęła.
Lekko się wystraszyłam, obróciłam się.
-Um, cześć
-Nieźle jeździsz - uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
- Dzięki? - wzięłam deskorolkę w dłoń i odetchnęłam.
Dziewczyna ubrana była w jeansy i czerwono-czarną koszulę w kratkę. Włosy sięgały jej do ramion. W ręce trzymała deskorolkę, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Nie widziałam cię tu wcześniej - przerwała ciszę między nami
-Um, tak, bo właściwie to ja nie jestem stąd, przeprowadziłam się tu z mamą dosłownie wczoraj. Mieszkałyśmy w USA al...
-Czekaj, czekaj, CO? Mieszkałaś w USA i przeprowadziłaś się do tej nory? Dziewczyno!
-Przez sytuację rodzinną... Nieważne. Czemu mówisz, że to nora? - zapytałam krzywiąc się
-Wiesz, Sopot w porównaniu do jakiegokolwiek amerykańskiego miasta zawsze będzie dziurą - zaśmiała się pokazując swoje białe zęby z aparatem ortodontycznym. - a w ogóle, jak masz na imię?
-Julia, a ty? - w tym momencie zapięłam bluzę, bo na dworze zrobiło się jakby chłodniej.
-Dominika - podała mi rękę - wiesz co, tak właściwie może miałabyś ochotę wpaść na imprezę? Co prawda, nie organizuję jej ja, tylko mój kolega, ale na pewno się polubicie. Będziesz miała szansę poznać znajomych, skoro jesteś tu nowa.
Na myśl o imprezie wzdrygnęłam się. Alkohol, narkotyki, głośna muzyka i porozstawiane po kątach obściskujące się pary. A w dodatku - jestem gruba. 
-Jasne - słowa same wypłynęły z moich ust.
-To świetnie. Przyjdź na Wiśniową 8, to taki duży dom, na pewno go znajdziesz. W piątek rzecz jasna, a i impreza zaczyna się o dwudziestej, ale możesz przyjść wcześniej.

WIŚNIOWA TO MOJA ULICA!

W tym momencie zaczęłam zastanawiać się czy ta laska to tak do każdej napotkanej osoby na ulicy podchodzi, czy jak? 
-Um, oczywiście. Wiesz - pokazałam palcem na chmury - chyba będzie padać.Naprawdę zbierało się na niezłą ulewę, więc wolałam dojść wcześniej do domu, niż wracać w strugach deszczu, a potem męczyć się z rozczesaniem włosów. 
-Właśnie, masz tu mój numer telefonu - wręczyła mi zgiętą karteczkę - dzwoń i pisz zawsze kiedy chcesz, wydajesz się być mega miłą osóbką, a szkoda, żebyś została sama w tym mieście - uśmiechnęła się - to do zoba! I odjechała.

Wróciłam szybko do domu. Ledwo otworzyłam drzwi, a zaczęło padać. Mamy nadal nie było. Chciałam zjeść coś na obiad, ale jedyne co zrobiłam, to wypicie szklanki soku pomarańczowego. 58 kg - czas się pożegnać.
Poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Byłam dosyć zmęczona, a nogi dosłownie mi odpadały. Chwyciłam telefon i postanowiłam napisać do Dominiki. Nie mogłam wytrzymać długo bez jakiegokolwiek kontaktu z kimś innym, poważnie. Napisałam do niej zwykłe co tam, jednak dziewczyna długo nie odpisywała. Czekając na odpowiedź musiałam usnąć. 
Sprawdziłam kolejny raz telefon, miałam trzy nieodebrane połączenia od Dominiki. Oddzwoniłam szybko.
-Halo? - usłyszałam 
-O hej Domi, dzwoniłaś.
-Tak dzwoniłam, nie widziałam SMSa, więc później postanowiłam zadzwonić, ale nie odbierałaś.
-Taaak, usnęłam czekając na odpowiedź - zaśmiałam się.
-Ej słuchaj, już się rozpogodziło, może miałabyś ochotę wyjść ze mną i moją paczką na dwór? 

JEJ paczką. Paczką...

-W sumie czemu by nie...- odpowiedziałam zaciskając zęby, przecież nie to chciałam powiedzieć.
- Okej, spotkajmy się za pół godziny w skateparku - rozłączyła się.

Uderzyłam głową w poduszkę. Z jednej strony chciałam zostać w domu, ale z drugiej...przecież nie mogę wiecznie siedzieć w domu. Zsunęłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Rozczesałam włosy, wyszczotkowałam zęby i psiknęłam się perfumami. tak na wszelki wypadek. Przed wyjściem stanęłam jeszcze na wagę.

56 kg.

2 kg w przeciągu tygodnia. Byłam z siebie dumna jak nigdy. Przerzuciłam przez ramię nerkę i wsunęłam vansy. Wzięłam jeszcze telefon z półki i włożyłam słuchawki do uszu. 
W oddali widziałam grupkę zakapturzonych nastolatków i unoszący się nad nimi dym. Udało mi się usłyszeć jakiś rap, czy co tam. Nie wiem, nie znam się, słucham tylko popu. 
Weszłam po schodkach prowadzących do skateparku i zbliżyłam się do grupki. Nigdzie nie mogłam wypatrzeć Dominiki. Zdawało mi się, że się czerwienię. Moje grube uda musiały się bardzo uwydatnić w czarnych spodniach, czułam na sobie wzrok chłopaków (bo to głównie z nich składała się ta cała paczka) i kilku dziwkarsko ubranych dziewczyn. 

Co ja tu robię do kurwy...

Ciszę przerwał znajomy mi głos.
-Juuuuulka - odetchnęłam gdy zobaczyłam Dominikę - no właśnie, e, to jest Julka, a tu po kolei od lewej: Sebastian, Zuzia, Szymon, Patryk, Karolina, Jacek, Piotrek, Sara i Dawid. 
Przebiegłam wzrokiem po każdym z nich. Ostatni zwrócił moją uwagę. To ten... Pamiętam go. To on nazwał mnie idiotką w sklepie.
- Cześć - wydusiłam i sztucznie się uśmiechnęłam
Usłyszałam zmieszane "siemka, elo, hej, cześć, hejka". 
- My się już trochę znamy heee? - powiedział Dawid i wypuścił dym z ust.

_____________________________________________

I już jeeest! Wiem, że nudne, ale to pierwszy rozdział, więc za bardzo nie ma co się dziać, ale obiecuję, że kolejny będzie już ciekawszy i akcja się rozkręci. Pamiętaj, że komentujesz = motywujesz :) 

8 komentarzy:

  1. Pisz dalej! Kocham już twoje ff :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czad, pisz dalej, mega mi się podoba ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział 😃 Czekam na kolejny, powodzenia w dalszym pisaniu 😙 💖

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu juz się zakochałam hahah

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz jestem pod mega wrażeniem i czekam z niecierpliwoscią na następny rozdział ❤️💘💪🏻🌸

    OdpowiedzUsuń
  6. MEGA *-* Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria